wtorek, 19 marca 2013

A man in Love [2/10]

Tytuł: A man in Love.
Gatunek:
Komedia, romans.
Pairing:
KyuMin.
Liczba słów: 1241.
Ostrzeżenia: Brak~.



     Wszyscy doskonale wiedzą, że nigdy nie umiałem przejść obok bezdomnego kota (lub jakiegokolwiek innego zwierzęcia) obojętnie. Zawsze starałem się dać im chociażby trochę karmy, wody, czasem po prostu siadałem i drapałem je za uchem... ale tym razem stwierdziłem, że nie mogę go zostawić na ulicy. Był taki mały, puszysty, całkowicie bezbronny i przeraźliwie uroczy - czy ktokolwiek miałby serce ot tak go minąć, nie robiąc niczego? Na pewno nie ja. Dlatego też od jakiejś godziny siedziałem w swoim (okej, naszym, Donghae, NASZYM) pokoju, obserwując już wyczyszczone, najedzone i napite kocię, biegające jeszcze trochę niezdarnie za zabawką, którą kiedyś bez specjalnego powodu kupiłem w sklepie zoologicznym. Na mojej twarzy bez najmniejszej przerwy widniał szeroki uśmiech, a dłoń raz po raz wyciągała się, by poczochrać go po miękkim futerku. Że też na Ziemi może żyć coś tak uroczego!
    Ale, jak to bywa w takich chwilach, nigdy nie można zostać samemu na długo. W pokoju rozległo się głośne pukanie, oznajmiające, że zdecydowanie zbyt długo nikomu się nie pokazywałem i wszyscy sądzili, że pewnie już leżę sztywny gdzieś w łazience, nawet nie spisawszy testamentu i nie ofiarując żadnemu z nich mojego ulubionego pluszaka. Westchnąłem ciężko, nawet się nie odwracając.
    - Proszę! - zawołałem na tyle głośno, by osobistość za drzwiami mnie dosłyszała i bez wyrzutów sumienia mogła naruszyć moją strefę osobistą. Niespecjalnie zdziwiłem się, słysząc za sobą charakterystyczne kroki i widząc Kyuhyuna, siadającego tuż obok mnie. Czy on to robił na złość? Miał całą podłogę, w razie potrzeby nawet dwa łóżka, a i tak musiał się do mnie aż tak kleić! Sapnąłem nieco zirytowany już tym zachowaniem, które ciągnęło się od dobrych kilku dni, jednak nic nie powiedziałem, skupiając swoją uwagę na kocie.
    - Wiesz, że Donghae wywali cię z pokoju razem z nim? - zaczął, krzyżując nogi i opierając głowę na dłoni. Biorąc ze mnie przykład, począł wpatrywać się w zwierzaka, raz po raz wyginając wargi w mocniejszym uśmiechu.
    - Donghae nie ma nic do gadania - mruknąłem, prostując plecy i zerkając w jego stronę. - Wie, że jak sobie u mnie przeskrobie, to nici z...
    Nie, przecież nie mogłem tego powiedzieć. Nikt nie może wiedzieć, że chodzę kupować mu świerszczyki, bo sam się wstydzi. A najbardziej nie może wiedzieć Cho.
    Ale ten, jak to miał w zwyczaju, najpewniej zrozumiał to całkowicie opacznie, gdyż prawie od razu rzucił mi spojrzenie.... dziwne spojrzenie. Odwzajemniłem je bynajmniej nie normalniej, unosząc przy tym jedną z brwi, nie trzymając w tajemnicy, iż zupełnie go nie pojmuję.
    - Ty... i Donghae... - zaczął niepewnie, lekko gestykulując dłońmi (za niedługo będzie lepszy od Siwona) i ciągle mi się przyglądając. - Wy...
    - Och, cicho bądź - przerwałem mu, zupełnie niedelikatnie. - Nie twoja sprawa, co my.
    Może i było to trochę nieprzyjemne, ale naprawdę, naprawdę wolałem nie ciągnąć tej rozmowy. Gdyby mnie przycisnął, to na pewno bym mu coś chlapnął, a wtedy Hae zrobi mi więcej, niż tylko wyrzuci z pokoju. Z kotem. Na szczęście, taka odpowiedź najwyraźniej wystarczyła, gdyż Kyu zamilknął na dłuższą chwilę. Miałem nadzieję, że nie uraziłem jego uczuć, ani nic z tych rzeczy...
    - Jak ma na imię? - wypalił w końcu, nie odrywając wzroku od kota, który nic sobie nie robił z tej drętwej atmosfery, która pojawiła się wokół nas i wesoło hasał po podłodze, raz po raz wywracając się na śliskich panelach. Zastanowiłem się chwilę, szukając odpowiedzi, przy czym bardzo nieświadomie oparłem się o ramię maknae. Sztywne ramię.
    - W sumie - zacząłem, przekręcając głowę w jego stronę. - Co powiesz na... hm, Xian?
    Nie miałem zielonego pojęcia, czemu wybrałem akurat to - po prostu samo wyszło, jakimś cudem wymijając 'Hugo', cisnące mi się na język. Poza tym, w sumie... byli nawet do siebie podobni. Kyuhyun też lubił od czasu do czasu zaliczyć porządny upadek na cztery litery, jak i potrafił być przerażająco słodki. I ma pazury. Zdecydowanie.
    - Xian? - wydawało mi się, czy nasz zły chłopczyk się rumieni? Nie, musiało mi się przewidzieć. Jakby on się zawstydził, nastąpiłby chyba koniec świata. - Myślę, że mu pasuje.
    - No, widzisz. I gra - mruknąłem, ciągle się na nim podpierając. Miał pecha, mógł się urodzić mniej wygodny.
    Oczywiście, mój komfort nie mógł trwać zbyt długo. W tej samej chwili do pokoju wpadła nasza Rybka, szalejąc jak jakieś tornado, a Kyuhyun... Kyuhyun, nie wiem, chyba spanikował, bo zaraz odsunął się ode mnie na jak największą odległość, a ja zaryłem plecami w podłogę. Z moich ust wyrwało się ciche 'ała', ale nikt nie zwrócił na to uwagi - wszyscy mieli mnie totalnie w dupie. Cho, bo wpatrywał się w Hae, a Hae, bo wpatrywał się w Xiana. Znaczy, kota, Xiana.
    Mniejsza.
    - Co tutaj robi ten kot? - oskarżycielskie spojrzenie mojego współlokatora mierzyło we mnie bezlitośnie, a ja starałem się wyglądać na jak najbardziej niewinnego, biorąc pod uwagę aktualny stan ciała i duszy. Wydąłem delikatnie wargi i założyłem ręce na piersi.
    - Nie powiesz mi, że jesteś bez serca, co? - pogrywanie na uczuciach zawsze najlepiej mi wychodziło. Ale - przecież robiłem to w dobrej wierze, prawda? - Ty też nie mógłbyś przejść obok niego obojętnie, jeśli masz w tym swoim lodowatym sercu jakiekolwiek uczucia. Przecież jest taki mały, bezbronny...
    - Zapchlony - skończył za mnie mój przyjaciel, a ja tylko prychnąłem głośno. To był jednak jego jedyny komentarz. Usatysfakcjonowany uśmiechnąłem się delikatne, a on skupił całą swoją uwagę na naszym maknae. Nie rozumiałem kompletnie, o co im chodzi, ale bynajmniej nie wyglądało na to, by zaraz mieli do siebie podbiec w slow motion i paść drugiemu w ramiona. Uniosłem delikatnie brew, klepiąc Donghae z całej mojej marnej siły w udo, by zwrócił na mnie swoją uwagę.
    - Zostało na dole jeszcze trochę kawy? - wydawało mi się, że pytanie było dość proste, ale on (jak zwykle) potrzebował dłuższej chwili na jego przeanalizowanie. Po upłynięciu odpowiedniej ilości czasu, pokiwał lekko głową, a ja zaraz podniosłem się, ciągnąc za sobą Kyu.
    - To pójdziemy się napić. A ty przypilnuj Xiana. Znaczy, kota. - poleciłem, zaraz znikając z towarzyszem za drzwiami.



***


    Siedzieliśmy razem przy kuchennym stole, popijając gorącą kawę i patrząc na stos kart, leżący przed nami. Byliśmy już po trzeciej rundzie i jak na razie szło mi całkiem dobrze. Wszystkie trzy razy prawie wygrałem.
    - Chcę rewanż - powiedziałem, odstawiając kubek i biorąc talię do ręki. Zacząłem tasować, patrząc przy tym na Kyuhyuna, który wydawał się strasznie pewny siebie. Na jego twarzy pojawił się wredny uśmieszek, a ja mimowolnie zmrużyłem oczy.
    - Jeszcze jeden? - zapytał, śmiejąc się i wygodniej opierając na krześle. Wydawało się, że zaraz tylko kiwnie głową, zaczniemy nową partię i tym razem to JA wygram, ale, oczywiście, on miał inne plany. Takie, które mi się w ogóle nie podobały. - W porządku, ale zagrajmy tym razem o coś.
    - O co? - burknąłem prawie automatycznie, wiedząc, że wymyśli coś zupełnie bez sensu, by jak najbardziej mnie upokorzyć, czy móc się ze mnie pośmiać. W sumie, sam bym zrobił mu to samo.
    - Jeśli wygram.... - zaczął, pochylając się do przodu i opierając łokcie ma blacie. - ...pójdziesz ze mną. Gdzieś.
    Zmarszczyłem brwi, przyglądając się mu podejrzliwie i na chwilę zaprzestając wszelakich innych czynności.
    - Gdzie? - to było kluczowe pytanie. Nie chciałem, żeby mnie zaciągnął do jakiejś podejrzanej knajpy, tunelu miłości, czy gdzie on się tam szlaja.
    - Zobaczysz. Bez ryzyka nie ma zabawy! - och, jakbym teraz starł z jego uroczej twarzyczki ten złośliwy uśmiech! Żeby jednak nie wyjść na jakiegoś tchórza, mężnie rozdałem karty, ciągle patrząc mu się w oczy.
    -Stoi - odparłem, odkładając resztę talii na stół i zbierając swój przydział. - Ale jeśli ja wygram, zrobisz cokolwiek, co sobie potem wymyślę.
    - Stoi - rzucił, podejrzanie wesoło się szczerząc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz