Tytuł: Love is the Devil - and I am in Love.
Gatunek: Angst, romans.
Pairing: XxxxMin.
Liczba słów: 1181.
Ostrzeżenia: Lekkie podteksty erotyczne.
- ZOSTAW MNIE W SPOKOJU!
Wrzask, trzaśnięcie drzwi, brzęk szyby najwidoczniej zbyt słabo osadzonej w drewnianej ramie. Szok, niewidzące spojrzenie wbite przed siebie i ciche przekleństwo wyszeptane pod nosem. Ten sam schemat setki razy odgrywał się w waszym mieszkaniu na nowo, a ciągle robił na tobie druzgocące wrażenie. Wracaliście z próby, zmęczeni, drzwi wejściowe się zamykały... i to był koniec waszego związku. Nie było już przytulania, całusków, słodkich słówek - których w innych okolicznościach też brakowało. Za każdym razem znajdowało się coś, czego któryś z was mógł się uczepić i wszcząć kolejną bezcelową kłótnię, burząc spokój sąsiadów i niesamowicie grubego kota, który zwykle leniwie leżał rozlany na salonowej kanapie. Potem on uciekał, a ty zostawałeś sam. Jak zawsze.
Opadłeś bezsilnie na fotel, chowając twarz w dłoniach.
- Przepraszam.
Nie było to zwykłe 'sorry' na odczep się, ani ciche, niewyraźne, mogące znaczyć wszystko. Powiedziałeś to na tyle głośno, by siedzący w sypialni Sungmin to usłyszał. Chyba, że znów założył swoje słuchawki. Chyba, że zakopał się pod kołdrą, obrażając na cały świat. Chyba, że nawet nie chciał wiedzieć, że chociaż próbowałeś go przeprosić. Wtedy poczułby się winny - a to przecież zawsze ty wszczynałeś kłótnie, prawda? On jest tylko niewinną ofiarą twojego burzliwego charakteru, znosząc swoje cierpienia w milczeniu. Albo wrzasku, zależy, o co akurat się kłócicie.
W takich chwilach zastanawiałeś się, jak wszyscy was odbierają. Razem i osobno. Wszyscy członkowie zespołu twierdzili, że udana z was para - "nawet nie wiecie, jak wam zazdroszczę", "cieszę się, że wam się ułożyło", "tak słodko razem wyglądacie!". Nikt nie wiedział, co się działo potem, gdy żadne wścibskie spojrzenie nie mogło ich zobaczyć. Byłeś tez przekonany, że fani nigdy nie pomyśleliby, o was, jako o bestiach potrafiących skakać sobie do gardeł prawie codziennie, będących w stanie kłamać każdemu w żywe oczy i... zdradzać. Nie potrafiłeś się nie skrzywić, kiedy ta myśl pojawiła się w twojej głowie. Wiedziałeś, że to nie było fair, ale nie miałeś wyjścia. Poza tym, nikt się nie dowie - ty nie będziesz się nikomu się zwierzać, a nawet, jeśli by to wszystko wyszło na jaw... podczas ostatniego koncertu sam stwierdził, że z fankami się nie liczy. Ty zwróciłeś mu uwagę, gdy obściskiwał się z każdą dziewczyną i całował je w policzek, on tylko wzruszył ramionami. Nie liczy się.
Myślałeś też nad tym, dlaczego ciągniecie ten związek. Toksyczny, wyprany z uczuć, bezsensowny. Na pokaz przed innymi. Analizowałeś dokładnie swoje uczucia i próbowałeś domyślić się, czy Sungmin choć trochę cie jeszcze kocha. Chciałeś zebrać w sobie tyle odwagi, żeby w końcu powiedzieć mu, że nie masz siły i że jest to wasz definitywny koniec, ale kiedy on w końcu wychodził ze swojej 'twierdzy', zapłakany, lekko drżący i prawie że eteryczny, to wszystko traciło znaczenie. Brałeś go na kolana, przytulałeś, szepcząc, jak bardzo go kochasz i jak żałujesz tego, co się stało. Tymczasowe zawieszenie broni, po którym następuje chwila wytchnienia, prawdziwego spokoju, by zebrać siły na kolejną walkę. Nie miałeś do tego serca. Naprawdę go kochałeś, choć przeczyło to wszystkim zasadom logiki.
***
Siedziałeś w fotelu, wtulając w swój tors ciało chłopaka - a tak naprawdę już mężczyzny - i delikatnie przesuwając dłonią po jego szczupłym ramieniu. Siedzieliście tak już ponad pół godziny, ale żadnemu nie spieszyło się do przerwania tej idylli. Było idealnie - tak, jak powinno być zawsze. W takich chwilach czułeś się na miejscu, nie żałowałeś niczego, a wszystko prócz niego traciło na znaczeniu. Sungmin stawał się wyraźniejszy, a ty skupiałeś całą swoją uwagę na nim, kochałeś go tak mocno, jak tylko byłeś w stanie - a on tylko siedział, wtulając swoją głowę w zagłębienie twojej szyi i rozkoszując się zapachem perfum, które podarował ci na ostatnie urodziny.
- Kocham cię - szepnął niepewnie, przerywając to wygodne milczenie i na krótką chwilę wstrzymując oddech. W powietrzu zawisło nieme pytanie, wręcz błagające o twierdzącą odpowiedź, której tak bardzo nie chciałeś udzielić. Przełknąłeś powoli ślinę, przenosząc dłoń na jego głowę i przyciskając ją do siebie nieco mocniej.
- Ja ciebie też. Ja ciebie też - czułeś, jak schodzi z niego całe powietrze i jakby ufniej układa się nią twoich kolanach. Nie wiedziałeś, czy ci uwierzył, jednak te słowa spowodowały, że na jego twarzy pojawił się subtelny uśmiech, a w nim samym coś się odblokowało. Twoje słowa aż tyle dla niego znaczyły, ale nie chciałeś więcej ich mówić. To nie było wobec niego sprawiedliwe, ale tylko ty byłeś tego świadom i tylko ty znosiłeś konsekwencje swojego postępowania. Poczułeś delikatne ukłucie smutku w sercu, kiedy delikatne wargi niepewnie musnęły twoją szyję, jakby prosząc o pozwolenie, którego nie udzieliłeś; zgnębiłeś sam siebie, kiedy pozwoliłeś sobie wsunąć dłonie pod jego koszulkę, przesuwając palcami po jego delikatnej skórze, badając najwrażliwsze miejsca; otępienie ogarnęło twój umysł, kiedy zrywaliście z siebie wszystkie ubrania, rozrzucając je po pokoju, nawet nie zastanawiając się, czy nie wylecą przez otwarte na oścież okno. Wyrzuty sumienia zagłuszyły wszystko inne, kiedy tak po prostu wziąłeś go na tej twardej i zimnej podłodze.
***
- Uważaj na siebie - wymamrotał zasmarkany Sungmin, przytulając się do ciebie delikatnie. Uśmiechnąłeś się z rozczuleniem, delikatnie gładząc dłonią jego czuprynę i obejmując w talii to kochane ciałko.
- Będę - odparłeś cicho, chyba pierwszy raz od naprawdę długiego czasu żałując, że musicie się rozstać. Kiedy był chory, stawał się zupełnie innym człowiekiem - delikatnym, wrażliwym, spokojnym... idealnym. Wtedy nie było wrzasków, kłótni, osadów i oskarżeń; byliście tylko wy i tona zasmarkanych chusteczek. Tym razem to przeziębienie było wyłącznie twoją winą, ale mimo wszystko byłeś szczęśliwy. - Leż grzecznie w łóżku, pij ciepłą herbatę i nie zapomnij o lekach.
- Nie zapomnę - szepnął, śmiejąc się pod nosem. Jeszcze chwilę opierał głowę o twój tors, trwając w tak przyjemnej dla was obu pozycji, by w końcu odsunąć się na krok i umożliwić wyjście do wytwórni. Jeszcze tylko szybko stanął na palcach (nie miałeś pojęcia po co to robił, w końcu te trzy centymetry to żadna różnica) i delikatnie cmoknął cię na pożegnanie w usta. - Miłego dnia.
Twoje serce zatrzepotało, jakby był to twój pierwszy w życiu pocałunek. Pozwoliłeś delikatnym dreszczom rozejść się powoli po ciele, wbijając delikatne spojrzenie w jego twarz. Wyglądał zupełnie jak aniołek.
- Nawzajem - i tyle cię było. Wyszedłeś z mieszkania, głośno zatrzaskując za sobą drzwi. Wszyscy zawsze zwracali ci na to uwagę, ale robiłeś to prawie automatycznie; coś w stylu zupełnie nieświadomego odruchu wywołanego zbyt dużą ilością nerwów jak na jedną osobę. Zbiegłeś po schodach, wsiadłeś do samochodu i bez zastanowienia przekręciłeś kluczyk. Musiałeś jechać do studia, ale zastanawiałeś się, czy po drodze nie zajedziesz do restauracji i nie kupisz Sungminowi czegoś do jedzenia; wyglądał tak delikatnie, że przydałby mu się porządny posiłek.
Przestań, skarciłeś się w myślach. Nie mogłeś sobie pozwalać na takie coś, tym bardziej, że ostatnio byłeś naprawdę blisko zakończenia tego związku. To tylko niepotrzebne słabości - po co masz się znowu przywiązywać? Wszystkiego było i tak za wiele, a byłeś pewny, że żaden z was nie odpuści tylko po to, by dłużej ciągnąć tą parodię. Kochałeś, ale to było całkowicie bez sensu. Kiedy twoja irytacja prawie sięgnęła zenitu, ruszyłeś z miejsca, wrzucając szybko bieg. Prawie czułeś na swoich plecach spojrzenie Lee, stojącego w oknie i obserwującego cię swoimi ogromnymi, smutnymi oczami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz