czwartek, 16 maja 2013

A man in Love [6/10]

Tytuł: A man in Love.
Gatunek: Komedia, romans.  
Pairing: KyuMin.   
Ostrzeżenia: Nope.  
Liczba słów: 1098.



     Kyuhyun był bardziej uparty, niż wyglądał. Przez te kilka dni, które minęły, wydawało się, jakby sprawa z sikaniem zupełnie wyleciała mu z pamięci, co, niestety, nie pokrywało się zupełnie z moimi odczuciami. Bardzo, bardzo mocno chciałem się dowiedzieć, co nawyrabiałem przez sen i dlaczego ten mały wrzód tak śmiało sobie po tym wszystkim poczynał. Czy specjalnie mnie pytał o rzeczy, które... które... no, wiecie. O TE rzeczy? Znając go, byłby całkowicie do tego zdolny - a ja, wpół przytomny, również bez problemu palnąłbym nie to, co trzeba. Co gorsza, prawdopodobne było, że jeśli moje słowa były takie, jak podejrzewałem - mógł to komuś pokazać. Komukolwiek. Yesungowi na przykład. Albo Hae. Wtedy nie miałbym chyba już z nimi żadnego życia - Kyuhyun też, ale on całkowicie dosłownie i to bynajmniej nie przez nich (jeśli wiecie, o co mi chodzi).
    No, ale musiałem być twardy. Żaden dzieciak przecież nie będzie mnie szantażował. ZWŁASZCZA pan Cho.


***

    - Yesung-ah, zdejmuj te nogi ze stołu! - warknął lider, przechodząc obok wspomnianego przyjaciela i klepiąc go brutalnie w tył głowy. Od rana był jakiś podejrzanie drażliwy, rzucając się nawet o najmniejsze przewinienia, jednak my, nauczeni doświadczeniem, nie zwracaliśmy mu na to uwagi. Posłusznie wykonywaliśmy polecenia, pierwszy raz od dłuższego czasu zachowując się tak, jak na dorosłych ludzi przystało.
    - Hyung, chcesz trochę kawy? - zapytałem, opierając się krzyżem o kuchenny blat, dzierżąc w dłoniach w połowie pełny kubek. Leeteuk tylko zerknął na mnie, kręcąc lekko głowa, po czym ruszył ustawiać resztę zespołu. Eh, naprawdę powinien kiedyś porządnie się wyspać, to wyszłoby nam (i może jemu też) na dobre. Bardzo dobre. Westchnąłem cicho, unosząc naczynie z zamiarem wychylenia życiodajnego płynu do końca, ale wtedy do pomieszczenia padł Donghae i bez ceregieli zrobił to za mnie. Ogromnymi oczami patrzyłem, jak moja kawa znika w jego gardzieli, powstrzymując się, by od razu nie spróbować pozbawić go brutalnie tej pustej łepetyny. Ekspres stał metr dalej, czy to naprawdę takie trudne!?
    - Donghae! - warknąłem, kiedy kubek z brzękiem wylądował na blacie. - Musiałeś!
    - Och, nie marudź - bąknął, po czym zniknął w takim samym tempie, w jakim się pojawił. zmarszczyłem brwi, wiodąc za nim nierozumiejącym spojrzeniem. Gdzie oni wszyscy się tak spieszyli? Czyżbym znowu o czymś nie wiedział? Sapnąłem zirytowany, zakładając ręce na piersi, kiedy to po raz kolejny zupełnie mnie zignorowano. Nie to nie. Łaski bez.


***
    Od godziny siedziałem w pokoju, ze znudzeniem obserwując, jak Xian leni się na łóżku Donghae. Fakt, zajęcie nie było zbyt kreatywne, ani, tym bardziej, ciekawe, ale naprawdę nie miałem teraz nic lepszego do roboty. Wszyscy gdzieś poznikali, miotali się po domu bez ładu i składu, albo siedzieli nad laptopami i uderzali ciągle w te małe klawisze. Pyk, pyk, pyk, pyk, od rana bez przerwy. Jakiejś zapaści można normalnie dostać. Siedzenie tutaj było więc chyba najlepszym wyjściem, jako, że pogoda na spacer nie sprzyjała - ostatnie takie wyjście przypłaciłem chrypą i dostałem niemałą reprymendę od lidera - a potem i reszty zespołu. Wiadomo, zawsze jest dobra okazja, by komuś podokuczać, nie?
    Puk, puk, puk.
    Czego znowu? Ktoś po raz kolejny chce mi zepsuć humor? Miałem im uprzedzić, że nie biorę ze sobą niczego, co można mi zjeść lub wypić? Sapnąłem głośno, wstając z materaca i od niechcenia podchodząc do drzwi. Uchyliłem je na kilka centymetrów i spojrzałem prosto w twarz naszego maknae.
    - O co chodzi? - zapytałem sucho, mierząc go wzrokiem. Trochę zdziwiła mnie jego wizyta, jako, że dużo bardziej prawdopodobne byłoby zobaczenie go teraz przy tych swoich grach, a nie. Tutaj. Tak o. Po co? Po jego minie wywnioskowałem, że on sam chyba też nie do końca zna cel tego najścia.
    - Chciałem sprawdzić, czy wszystko w porządku - odparł, zakładając ręce na piersi. Jakby mi jakąś łaskę robił! Wywróciłem oczami i odsunąłem się od drzwi, otwierając je szerzej. Jak już musiał przyleźć, to niech wchodzi.
    - Jak widać, jeszcze żyję - rzuciłem się plecami na łóżko, wlepiając wzrok w biały sufit. Słuchałem, jak Kuyhyun bez pośpiechu wchodzi za mną i szczelnie zamyka pokój. Potem jego kroki powoli zbliżyły się do mnie i poczułem, jak materac ugina się pod czyimś ciężarem. Eh. A było tak wygodnie.
    - Hyung? - zaczął, przerywając dość długą chwilę ciszy, która ciągnęła się od jego przybycia. Boże, 'hyung'? Czy on się dobrze czuje? Ktoś za mocno uderzył go w czerep, czy coś? - Masz dziewczynę?
    No chyba nie. Moje brwi natychmiast uniosły się ku górze, a ja sam parsknąłem gromkim śmiechem. Zasłoniłem usta dłonią, czując na sobie wręcz palący wzrok chłopaka - ale to nic nie dało. To pytanie było tak samo śmieszne, jak na początku.
    - Czemu pytasz o takie rzeczy? - wypaliłem w końcu, unosząc się na łokciach i patrząc na swojego towarzysza. Mogło mi się wydawać, ale... czy on się zaczerwienił? To naprawdę tak wyglądało... EEEEK.     Nasz maknae przecież nie wie, co to wstyd!
    - Po prostu pytam. Odpowiesz mi? - uparty i do tego niespecjalnie miły, zupełnie jak na złego chłopca przystało. Odchyliłem głowę do tyłu, wzdychając głośno i wygiąłem wargi w lekkim uśmiechu. W sumie, co mi szkodzi. Toż to żadna wielka tajemnica.
    - Nie, Kyuhyun-ah, nie mam dziewczyny - powiedziałem, kierując twarz w jego stronę. Boże, dlaczego ja to zrobiłem?!


***
    Szczerze mówiąc, naprawdę mogłem się tego spodziewać - zwłaszcza po tym, co działo się TAMTEGO ranka. O ile mnie moja pamięć nie zawodzi, wtedy też mnie pocałował, bez najmniejszych skrupułów. Tylko, że wtedy jeszcze mogłem zrzucić to na karb niewyspania, działania resztek alkoholu z poprzedniego wieczora (choć nie pamiętam, byśmy jakikolwiek pili - ale może właśnie dlatego?) - a teraz co? Strzelił sobie kilka na odwagę, nim do mnie przyszedł? Wątpliwe.
    Co gorsza jednak, kiedy jego usta dotknęły znienacka moich, nie miałem zupełnie nic przeciwko. Nic a nic. Były miękkie, delikatne, a do moich nozdrzy docierał zapach perfum chłopaka. Dopiero po chwili zrozumiałem, co się tak naprawdę dzieje. Boże. To przecież Kyuhyun. Facet. Kolega z zespołu. Wkurzający dzieciak. Z takim się nie można całować! Gdy więc pierwsza fala paniki zalała moje ciało, niezbyt delikatnie odepchnąłem Cho od siebie i wstałem z łóżka, rzucając mu rozjuszone spojrzenie. Co on sobie wyobrażał?!
    - Wyjdź - warknąłem, wskazując wyprostowaną ręką na drzwi. O ile na początku to spotkanie zapowiadało się miło i miałem nawet nadzieję, że poprawi mi humor, tak teraz... teraz nie miałem najmniejszych złudzeń, że jest tylko gorzej. Nie dość, że w dalszym ciągu miał gdzieś wszelkie moje poprzednie prośby, to teraz zaczął sobie tak odważnie poczynać? - Wyłaź, ile razy mam powtarzać?!
    Maknae bez pośpiechu podniósł się z mojego łóżka i wbił ręce w kieszenie. Z opuszczoną głową opuścił mój pokój, a ja powstrzymywałem się od wszystkiego, nim nie usłyszałem szczęku klamki. Wtedy z głośnym sapnięciem opadłem na podłogę i ukryłem twarz w dłoniach, zastanawiając się, dlaczego, do cholery, to mi się tak podobało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz