czwartek, 9 maja 2013

Love is the Devil - and I am in Love [4/7]

Tytuł: Love is the Devil - and I am in Love.
Gatunek:
Angst, romans.
Pairing:
XxxxMin.
Liczba słów: 1349.
Ostrzeżenia: Brak~.



    Kyuhyun stał przed tobą, wbijając zmarznięte ręce głęboko w kieszenie. 
    - Był wczoraj u ciebie, prawda? - bardziej brzmiało to jak stwierdzenie niż pytanie; było też zdecydowanie bardziej nachalne, niż można się tego spodziewać. Poza tym z każdą sekundą rosła w tobie pewność, że twój rozmówca potwierdzi te słowa, a cała ta sytuacja wydawała się tylko doprawdy głupią formalnością.
    - Kto? - zapytał, w końcu zaszczycając cię swoim spojrzeniem. Prychnąłeś gniewnie, przyjmując podobną pozycję do tej, którą on utrzymywał.
    - Nie udawaj debila - nie chciałeś być niemiły, to po prostu... tak jakoś samo wyszło. Przecież i najgłupszemu dongsaengowi należał się szacunek, nawet, jeśli posuwał twojego chłopaka. Wbiłeś w niego spojrzenie, czując zupełne psychiczne wykończenie i mając świadomość, że jeśli tamten tym razem nie odpowie na twoje pytanie, znacznie pogorszy swoją sytuacje. Oczywiście Cho był jednak zbyt bystry, by tak łatwo cię sprowokować.
    - Sungmin - mruknął, sam odpowiadając na swoje pytanie. Spuścił powoli głowę, przesuwając nogą po ziemi, odgarniając na bok jakiegoś wyimaginowanego peta. - Tak.
    Wiedziałeś. A pomimo tego, że wiedziałeś, to i tak cię zabolało. Nie byłeś tylko pewny, dlaczego. Przecież on już cię w ogóle nie obchodził; nie powinien.
    - Po co? - skoro już zacząłeś się dobijać, rozpoczynając to "śledztwo", to przynajmniej doprowadzisz je do końca.
    - Ja nie mogę ci nic powiedzieć - w odpowiedniej chwili ugryzłeś się w język, powstrzymując potok nieprzyjemnych słów, którymi właśnie miałeś zamiar go obrzucić. Ale byłeś dorosły; potrafiłeś się opanować. Zaczerpnąłeś głębszego tchu, odwracając głowę w bok. Ręce w twoich kieszeniach powoli zacisnęły się w pięści.
    - Kyuhyun?
    - Tak?
    - Bądź pewny, że jeśli go skrzywdzisz, to się z tobą policzę.
    Te słowa zakończyły wasze spotkanie. Powiedziałeś to i najprościej w świecie obróciłeś się na pięcie, zostawiając chłopaka samego na zatłoczonej ulicy.


***

    Ja nie mogę ci nic powiedzieć. W kółko powtarzałeś w głowie te słowa, zastanawiając się, czego. Słyszałeś je podczas szybkiego obiadu, spaceru do sali ćwiczeń, a nawet, kiedy już machinalnie tańczyłeś układ ułożony do nowej piosenki. Przez cały ten czas nie zaszczyciłeś Sungmina ani jednym spojrzeniem; ani wtedy, ani podczas krótkiej przerwy, którą zrobiliście po kilku próbach. Chwila odpoczynku ci przecież nie zaszkodzi. Ani fizycznego ani psychicznego. Trzymając w ręku swoją (chyba) butelkę wody, opuściłeś pomieszczenie, kierując się bez pośpiechu do toalety. Każdy musi załatwiać swoje potrzeby, a jeśli może zrobić to bez niechcianego towarzystwa - niebo.
    Kiedy jednak kilka minut później szedłeś z powrotem, ciągle myślałeś o tym samym.
    Czy Sungmin naprawdę zdradził cię z Kyuhyunem? A może to tylko twoja głupia wyobraźnia? Czy to wszystko miało jeszcze jakikolwiek sens?
    Niesamowicie zdenerwowany z całej siły pchnąłeś drzwi do sali, ale te, zamiast głośno huknąć w ścianę, odbiły się od czegoś zupełnie innego.
    Siwona.
    - Przepraszam, nic ci się nie stało? - zapytałeś, od razu reagując na to, co się stało. Rósł w tobie gniew - na siebie, że dałeś się ponieść i na Siwona - że cholera zawsze musiała znaleźć się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie. Pomimo tych niepochlebnych dla niego rozmyślań, podszedłeś do niego, ignorując ciekawskie spojrzenia innych.
    - Nie licząc lekkiego zawału serca, złamanej ręki i kilku obitych żeber - zupełnie nic - odparł, rozmasowując obolałe ramię. Prawie natychmiast obaj się lekko uśmiechnęliście; ty z ulgą, on zadowolony ze swojego niezbyt górnolotnego żartu.
    - Kamień z serca - mruknąłeś, przyjacielsko poklepując go po plecach i w końcu wchodząc w głąb pomieszczenia. Rozejrzałeś się, opierając ręce na biodrach i prawie natychmiast stwierdziłeś, że cały twój spokój i rozluźnienie prysło w jednej chwili.
    - Yesung-ah? - spojrzenie wywołanego chłopaka posłusznie skierowało się w twoją stronę, kiedy długimi krokami przemierzałeś dzielącą was odległość. - Co się stało?
    W pierwszym odruchu wzruszył jedynie ramionami, zaraz potem jednak oparł się wygodniej na krześle, upijając łyk słodkiego napoju (czego ani trochę nie pochwalałeś).
    - Kyuhyun gdzieś polazł, Sungmin też zniknął, ciebie nie było, więc cała reszta też zaczęła zbierać się do wyjścia. Sam akurat dość dobitnie przeszkodziłeś w tym Siwonowi - powiedział z niezachwianym spokojem, nawet na ciebie nie spoglądając. Złość niezapowiedzianie powróciła, zaślepiając cię tak, że sam nawet nie wiedziałeś, kiedy drzwi mieszkania z hukiem się za tobą zatrzasnęły.

***

    Czekałeś, dopóki nie wrócił. Ciągle kompletnie ubrany siedziałeś na salonowej kanapie, która ostatnio coraz częściej stawała się twoim łóżkiem. Nie potrafiłeś się ruszyć, zasnąć, ani trzeźwo myśleć - po prostu chciałeś, by Sungmin pojawił się jak najszybciej, a potem w dość dosadny i zwięzły sposób wszystko sobie z nim wyjaśnić. Nie podejrzewałeś jednak, że będzie to trwało aż tak długo.
    Piętnasta trzynaście.
    Piętnasta pięćdziesiąt.
    Szesnasta trzydzieści cztery.
    Siedemnasta jeden.
    Siedemnasta czterdzieści siedem.
    Osiemnasta dwadzieścia dziewięć.
    Dziewiętnasta czterdzieści jeden.
    Dwudziesta pięćdziesiąt dziewięć.
    Dwudziesta druga.
    Dwudziesta trzecia.
    Dwudziesta czwarta.
    Pierwsza trzydzieści jeden.
    Dopiero wtedy, po dziesięciu godzinach bezczynnego czekania, usłyszałeś szczeknięcie drzwi. Twoje nieprzytomne oczy zwróciły się w stronę korytarza, niezdrowo pobłyskując w panującej w całym mieszkaniu ciemności. Niespokojnie przełknąłeś ślinę, podnosząc zdrętwiałe ciało z kanapy.
    - Sungmin? - zapytałeś cicho, wręcz płaczliwie. Niewyraźna sylwetka podskoczyła, najwyraźniej niezwykle zaskoczona twoją obecnością, a zaraz potem wydała głuche westchnięcie. To był on. Tylko Sungmin potrafił wzdychać w ten sposób. Podszedłeś do niego powoli, nie zapalając po drodze nawet światła - bałeś się, że to, co zobaczysz, ani trochę ci się nie spodoba.
    - Dlaczego jeszcze nie śpisz? - zapytał, kiedy stanąłeś tuż przed nim tak, że prawie stykaliście się klatkami piersiowymi. Drżącą dłonią odgarnąłeś mu włosy z czoła, czując wręcz, jak robi mu się nieswojo. Nieswojo pod twoim dotykiem. Nie wiedziałeś, dlaczego to cię boli. Sam twierdziłeś, że już go nie kochasz, więc czy on nie mógł przestać kochać ciebie? Zasługiwał na kogoś lepszego. Kogoś, kto nie będzie traktował go jedynie jak własność, której nie należy się ani odrobina czułości.
    - Czekałem na ciebie - zduszony głos opuścił twoje gardło, kiedy cofałeś się o krok i wpatrywałeś w przepastny mrok przed sobą. Uchyliłeś usta, by powiedzieć coś jeszcze, ale w porę się powstrzymałeś. Do twoich nozdrzy dotarła nieprzyjemna woń, której w życiu nie spodziewałbyś się poczuć we własnym mieszkaniu. Zmarszczyłeś mocniej brwi, trafnie identyfikując ją jako smród tytoniu.
    - Paliłeś? - wydawałeś się zaskoczony bardziej, niż byś był, gdyby w tej właśnie chwili z waszej sypialni wyszedł Kangin ubrany w damską bieliznę. Nawet, jakby zaraz za nim wylazł Yesung, ubrany nie mniej pochlebnie. Sungmin poruszył się delikatnie, najwyraźniej niezbyt zadowolony z tego pytania i pochylił głowę do przodu.
    - Tak. - krótka, treściwa odpowiedź, na którą jednak nie zwróciłeś uwagi. Nagle wrócił do ciebie zdrowy rozsądek, który nakazywał ci się martwić o coś zupełnie innego.
    - Gdzie byłeś? - znowu cisza. Głucha, długa, przepastna cisza, niezagłuszana przez żaden, nawet najmniejszy dźwięk.
    - U przyjaciela.
    - Jakiego przyjaciela? - denerwowałeś się coraz bardziej, zadając to pytanie. Ale i tak wiedziałeś, jaka będzie odpowiedź. Była aż nazbyt oczywista.
    - Nieważne. - furia ogarnęła cię całkowicie. Złapałeś go za ramiona, potrząsając dość mocno. Uchyliłeś wargi, chcąc wypluć mu wszystko prosto w twarz, żądając, by w końcu przestał cały czas łgać, tylko że...
    - Sungmin? Sungmin, czemu płaczesz? - złość zmieniła się w strach, strach zaś częściowo w troskę i wstyd. Nie powinieneś był się tak zachowywać. To nie było w najmniejszym stopniu odpowiednie. Doskonale rozumiejąc swoje błędy, delikatnie przygarnąłeś go do siebie, oplatając szczelnie ramionami. Drżał, a ciche łzy moczyły twoją koszulkę. - Kochanie, co się stało?

***

    - Jak bardzo mnie nienawidzisz? - to były pierwsze krzywdzące słowa, które wypłynęły z jego ust, kiedy zaprowadziłeś go do sypialni i posadziłeś na łóżku. W dalszym ciągu nie zapaliliście światła, gdyż w ciemności każdy z was czuł się o wiele swobodniej. Stałeś nieruchomo w kącie pokoju, niby pogrążony w krajobrazie miasta, roztaczającym się za oknem, tak naprawdę przeżywając dogłębnie wszystko, co powiedział.
    - Wiem, że tak jest. Tylko powiedz mi jak bardzo... - krztusił się swoimi łzami, uparcie wymagając od ciebie odpowiedzi - tyle, że nie miałeś pojęcia, jak takowa mogłaby w tej chwili brzmieć. Znów więc daliście wybrzmieć ciszy, zakłócanej tylko przez jego szloch.
    - Nienawidzę cię tylko za jedno - odezwałeś się w końcu, przełykając swoją dumę i zbierając całą odwagę, jaką tylko posiadałeś. - Za to, że wolisz tego smarkacza ode mnie. I że nie powiedziałeś mi tego w twarz, tylko ciągle się z tym kryłeś, bezczelnie próbując mnie oszukać. Za to cię nienawidzę.
    Sungmin wydawał się nie mniej zdezorientowany niż ty byleś przez ostatnie dni. Wlepiał w ciebie swoje ogromne oczy, a ty wiedziałeś, że nie powinieneś był tego mówić.. Ale stało się. Nic już nie mogło odwrócić biegu wydarzeń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz