piątek, 3 maja 2013

Love is the Devil - and I am in Love [3/7]

Tytuł: Love is the Devil - and I am in Love.
Gatunek:
Angst, romans.
Pairing:
XxxxMin.
Liczba słów: 1320.
Ostrzeżenia: Brak~.



    - Powiedz mi, co się stało. - Sungmin męczył cię tym od rana, a ty od rana próbowałeś jakoś wymigać się od odpowiedzi. To musiałeś zadzwonić, to nagle o czymś ci się przypomniało, albo po prostu bardzo szybko zmieniałeś temat. Nie dlatego, że nie chciałeś, by poznał odpowiedź. Dlatego, że sam nie miałeś pojęcia, jak ona mogłaby brzmieć.
    Teraz jednak nie miałeś wyjścia. Stanął przy drzwiach, zakładając ręce na piersi i torując ci drogę. Jeszcze chwila, a naprawdę spóźnilibyście się, a wtedy reszta zespołu by was zaszlachtowała. Poza tym, powinieneś dawać przykład, jak na porządnego Koreańczyka przystało. Zaczerpnąłeś głęboko powietrza, patrząc w jego nieustępliwą twarz, i zrezygnowany opuściłeś ręce wzdłuż ciała.
    - Ja po prostu... - po prostu co? Dostałeś niczym nieuzasadnionego ataku paniki, bo twój chłopak zaczął gadać przez sen? Bez sensu. Już lepiej brzmiałaby wersja, w której zobaczyłeś jakiegoś ducha, albo za oknem przeleciało UFO. Oblizałeś szybko wargi, udzielając najbardziej oczywistej i błahej odpowiedzi, jaką tylko udało ci się tego ranka wymyślić. - Po prostu miałem koszmar. Przepraszam.
    Nie wydawał się przekonany. Czułeś rosnące napięcie, kiedy mierzył cię wzrokiem, ale to zaraz zniknęło - Sungmin westchnął cicho, lekko potakując głową.
    - Rozumiem - odparł, uśmiechając się niepewnie. Cicho pociągnął nosem, jakby zapominając, że wczorajsza zabójcza dawka wszelkiego rodzaju leków jakoś uporała się z jego katarem, i odwrócił się do drzwi. Kilkadziesiąt stopni później wsiedliście do twojego samochodu, a on włączył radio, zdejmując z was ciężar niewygodnej konwersacji.


***

    Nagrania i próby poszły gładko. Nikogo nie brakowało, wszyscy zapamiętali swój tekst i kroki, cała załoga miała przy sobie potrzebny sprzęt, ani razu nie rozległy się zniecierpliwione czy zdenerwowane krzyki. Jednym słowem - cud. Pomimo tego, czułeś się równie zmęczony, jak zwykle. Unikanie Sungmina i udawanie, że wciąż jesteście jak dwa urocze gołąbeczki wyprało cię z sił, tak, jak za każdym razem. Teraz zaś czekał cię dodatkowy, w dalszym ciągu niełatwy etat, bo Shindong wspaniałomyślnie postanowił wyciągnąć was wszystkich na spóźniony obiad. Nie miałeś mu tego za złe, bo wiedziałeś, że chciał dobrze. Poza tym, takie wyprawy wpływają dobrze nie tylko na żołądki, ale i na cały zespół; powygłupiacie się, pośmiejecie, bez jęczących nad uchem scenarzystów i tykającego zdecydowanie zbyt szybko zegarka.
Szliście właśnie jedną z głównych ulic miasta, a wraz z wami podążała nią cała masa innych, zabieganych ludzi. Wydawało ci się, że tylko wy się nie spieszycie - grupa "smarkaczy" mających na wszystko wywalone. Na twoich wargach zamajaczył niewyraźny uśmiech, kiedy wsuwałeś dłonie głęboko w kieszenie. Bawiły cię takie określenia, ale nie mogłeś zaprzeczyć, że czasem do was pasowały.
    Pomimo, że byłeś niby to pogrążony w rozmowie z Yesungiem, kątem oka obserwowałeś to, co robi reszta. I Sungmin. Wiedziałeś, że to głupie i irracjonalne, jednak chciałeś mieć na niego oko. Z jednej strony wiedziałeś, że nie masz z nim już prawie nic wspólnego, z drugiej - ciągle byłeś chorobliwie zazdrosny. Tak jak i teraz.
    - Sungmin-ah! - Kyuhyun wydawał się niezwykle rozbawiony faktem, że przed chwilą niezbyt delikatnie oberwał w tył swojej pieknej czaszki. - Za co to było?!
    Blondyn nachylił się nad jego uchem, a kiedy (prawdopodobnie) wyjawił Cho powód swojego zachowania, ten parsknął głośniejszym śmiechem, oddając mu w ramię. Ten cios jednak nie był wcale mocny - ba, lekkie klepnięcie, jakby... nawet nie chciałeś myśleć 'jakby co'. Zmarszczyłeś lekko brwi, odwracając głowę w drugą stronę i prychając pod nosem. Dobrze, że chociaż on się tym tak nie przejmuje.
    - ...i wtedy po prostu nie potrafiłem powstrz... Ej, słuchasz ty mnie w ogóle? O czym mówię? - zirytowany Yesung wbił w ciebie podejrzliwe spojrzenie, usilnie próbując zwrócić na siebie twoją uwagę. Uchyliłeś lekko usta, chcąc udzielić mu chociaż częściowo satysfakcjonującej odpowiedzi, ale wtedy zrozumiałeś, że nie miałeś pojęcia, czego "nie potrafił powstrzymać". Uśmiechnąłeś się przepraszająco i pokręciłeś głową.
    - Przykro mi, nie mam pojęcia - z ust twojego rozmówcy wyrwało się ciche sapnięcie, ale tego nie skomentował. Spojrzał jedynie w stronę, w którą wcześniej wbijałeś twój wzrok, po czym oparł ci rękę na ramieniu.
    - Nie przejmuj się tym - mruknął cicho, tak, żebyś tylko ty go usłyszał. - Kyuhyun nie odbije Ci Sungmina. Chyba nie boisz się młodszego, co?
    Parsknięcie śmiechem, machnięcie ręką i już - koniec. Cieszyłeś się, że postanowił sobie poszukać kogoś, kto jednak zwróci na niego uwagę.

***

    - Hej... - cichy, spokojny głos, subtelnie próbujący zwrócić na siebie uwagę. Mogłeś zamknąć książkę, spojrzeć na osobę, która to powiedziała i rozpocząć miłą konwersację, zupełnie tak samo, jak mogłeś to po prostu zignorować. Kultura osobista nie pozwalała ci jednak skorzystać z drugiego wyjścia, choćbyś naprawdę bardzo, bardzo tego chciał - a prawie tak było. Uniosłeś wzrok znad linijek tekstu, przenosząc go na klęczącego obok fotela chłopaka. Ułożyłeś delikatnie dłoń na jego głowie, przeczesując palcami blond kosmyki.
    - Co jest? - zapytałeś, wykrzywiając usta w delikatnym uśmiechu. Sungmin westchnął cicho, przybliżając się i opierając brodę o podłokietnik. Ciągle patrzył na ciebie tymi rozbrajającymi, błyszczącymi oczami, jakby w nadziei, że to coś da... a ty wiedziałeś, że tak będzie. Przynajmniej po części.
    - Mam do ciebie pytanie. - to nie wróżyło nic dobrego. Kiedy byliście sami, zwykle walił prosto z mostu, a potem ze zdenerwowaniem czekał na twoją reakcję. Teraz również nie wyglądał na zrelaksowanego, a przecież jeszcze nic nie powiedział...
    - Słucham? - kolejna krotka chwila ciszy, która tylko utwierdziła cię w przekonaniu, że to, co powie, nie będzie niczym dobrym.
    - Co byś zrobił, gdybym umarł?
    Tego się nie spodziewałeś. Jego słowa uderzyły w ciebie z większą siłą, niż kiedykolwiek, zatkało cię i tylko siedziałeś, wpatrując się w niego z rozdziawioną gębą. Zacisnąłeś mocniej dłonie na okładce książki, a zaraz potem zatrzasnąłeś ją ze złością.
    - Skąd przychodzą ci do głowy takie durne pytania? - niby spokojny, jednak niesamowicie chłodny i zbyt opanowany głos. Twoja reakcja widocznie go zdenerwowała, bo zaraz odsunął się, spuszczając wzrok. Miął w palcach dół swojej koszulki, milcząc jak zaklęty. Sapnąłeś głośno, prostując się i łapiąc go za podbródek, siłą zmuszając, by na ciebie spojrzał. - Odpowiesz mi?
    - Ja pierwszy zadałem pytanie - odszczeknął się, wyrywając twarz spomiędzy twoich palców. - Też bym chciał usłyszeć odpowiedź.
    I zaczęło się. Wyzdrowiał, nabrał sił i od razu zaczął pogarszać sytuację, która i tak nie była najlepsza. Zastanawiałeś się, czy on w ogóle jest świadom tego, co robi. Przesunąłeś dłonią po swojej twarzy, zatrzymując ją na ustach.
    - Nie mam pojęcia. Pewnie zacząłbym nad tym myśleć dopiero, gdybyś rzeczywiście umarł - nie wiedziałeś, czy tego typu odpowiedzi oczekiwał, ale nie byleś w stanie wymyślić czegoś, co by go w stu procentach zadowoliło. Co dziwne, Sungmin tylko pokiwał głową i wstał, kierując swoje kroki do sypialni. Zupełnie nic więcej - ani westchnienia, ani spojrzenia, ani zgrzytnięcia zębami.
    - A co z moim pytaniem? - zawołałeś za nim, jednak nim skończyłeś, on zamknął za sobą drzwi, przekręcając w zamku klucz.
    Dobrze, że wziąłeś ze sobą koc...

***

    Kiedy się obudziłeś, wręcz czułeś, że coś jest nie tak. Nie chodziło o sam fakt, że śpisz na salonowej kanapie, a przeraźliwie gruby kot pierwszy raz od dłuższego czasu nie miażdży ci nóg - to było coś innego. Wstałeś, spoglądając na zegarek. 4:30. Zdecydowanie nie najlepsza pora na wałęsanie się po ciemnym mieszkaniu, w poszukiwaniu wyimaginowanego źródła niepokoju. Oczywistym było, że nic nie znajdziesz. Wszystko leżało na swoim miejscu, tak, jak zostawiliście to przed pójściem spać.
    - Co robisz? - te dwa, krótkie słowa prawie przyprawiły cię o zawał serca. Starając się uspokoić wariujący puls, odwróciłeś się w stronę drzwi, spodziewając się ujrzeć tam Sungmina - i właśnie tak się stało. Sapnąłeś z ulgą, opierając się ręką o kuchenny stół i wlepiając w niego zmęczone spojrzenie.
    - Nie umiem spać - odparłeś, kręcąc lekko głową i podchodząc do niego. Wplotłeś palce w jego włosy i lakonicznie musnąłeś ustami jego czoło. - Ale zaraz mi przejdzie. Ty też się jeszcze połóż.
    Kpiąc z własnej głupoty wyminąłeś stojącego w drzwiach chłopaka. Z kompletnym już spokojem wróciłeś do salonu i położyłeś się na swoim miejscu, słuchając, jak twój współlokator również idzie do łóżka. Tak, jak powinno być. Zamknąłeś oczy, pomału powracając do krainy Morfeusza, jednak kiedy byłeś już na skraju snu, coś do ciebie dotarło.
    Dlaczego Sungmin był całkowicie ubrany...?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz