Tytuł: Love is the Devil - and I am in Love.
Gatunek: Angst, romans.
Pairing: XxxxMin.
Liczba słów: 1668.
Ostrzeżenia: Chyba trochę przeklinają, nic wielkiego. c:
Było już rano. Słońce bezlitośnie padało na wasze twarze, a lekki wiatr, wdzierający się przez otwarte okno, raz po raz owiewał rozgrzane ciała. Leżałeś na plecach, jedną z rąk podkładając sobie pod głowę, drugą zaś obejmując wtulonego w ciebie Sungmina w pasie. Twój wzrok leniwie przesuwał się po suficie, szukając czegokolwiek, na czym mógłby się zatrzymać, podczas gdy z delikatnym uśmiechem wsłuchiwałeś się w jego spokojny oddech.
To był ostatni taki poranek.
Ta myśl powodowała u ciebie mieszane uczucia. Z jednej strony cieszyłeś się, że to koniec - będziesz miał ciszę, spokój, nikt nie będzie się wykłócał, a ten gruby kot zniknie z twojego mieszkania; z drugiej zaś... to lekkie ukłucie serca, które próbowałeś ignorować również nie ustępowało. Wiedziałeś, że będziesz za nim tęsknić, ale byłeś też pewien, że nie ma innego wyjścia. Oswoiłeś się z tą myślą i wyglądało na to, że on też już to zrobił. Tylko jedna rzecz dalej cię niepokoiła.
"Co byś zrobił, gdybym umarł?"
Nie potrafiłeś mu wtedy odpowiedzieć. To pytanie wydawało ci się tak irracjonalne, a zarazem po prostu bolesne, że nie umiałeś znaleźć słów czy odczuć, do których mógłbyś się wtedy odwołać. Teraz było podobnie. Myśl o tym cię denerwowała, bynajmniej nie pozwalając więcej oddać się temu błogiemu, leniwemu stanowi, w jakim byłeś przed chwilą.
Co byś zrobił, gdyby umarł?
***
- Dzień dobry - cichy szept, tuż przy twoim uchu. Zaraz potem delikatne wargi przy linii żuchwy, na policzku, aż w końcu dotarły do ust, które z uczuciem ucałowały. Uśmiechnąłeś się delikatnie, przesuwając dłonią po jego boku i cicho wzdychając.
- Dzień dobry - odparłeś, dopiero teraz na niego spoglądając. To był jeden z wielu błędów, których kiedyś przyjdzie ci żałować... ale w tej chwili twoje serce jedynie stanęła na dłuższą chwilę, pozwalając ci się nacieszyć wszystkim, co widziałeś. Przełknąłeś powoli ślinę, przeczesując wolną dłonią jego zmierzwione włosy, mijając lekko zaspane, czekoladowe oczy, potem przesuwając nią po zaczerwienionym od poduszki (i twojego ciała) policzku, docierając do różanych ust, teraz delikatnie rozwartych, jakby w oczekiwaniu na coś, co na pewno się nie wydarzy. Nie potrafiłeś skoncentrować się na jednej rzeczy, próbując w jakiś sposób ogarnąć wzrokiem całą jego twarz na raz. Nie przerywał ci, choć na początku wyglądał na dość zaskoczonego twoim zachowaniem.
- Co jemy na śniadanie? - szepnąłeś w końcu cicho, opierając wygodniej głowę na poduszce. Opuszki twoich palców bezwiednie liczyły żebra blondyna, kiedy wpatrywałeś się w sufit i czekałeś na odpowiedź, której i tak nie uzyskałeś. Powoli mijała minuta za minutą, a panujące milczenie wydawało ci się coraz bardziej niekomfortowe. - Zadałem ci pytanie i chciałbym uzyskać na nie odpowiedź.
Nie chciałeś go wystraszyć, ani też specjalnie naciskać. Zależało ci jedynie na tym, by okazał jakiekolwiek zainteresowanie twoją osobą, skoro już tak bardzo starałeś się udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. On jednak tylko coś niewyraźnie mruknął, chowając twarz w zagłębieniu twojej szyi i mocniej się do ciebie przytulając. Nawet jak na niego, było to dość nietypowe zachowanie. Westchnąłeś ciężko, wiedząc już, że wcale nie będzie tak łatwo, jak sądziłeś.
- Sungmin - upomniałeś się, odchylając głowę, by w choć małym stopniu odsłonić jego twarz. Spojrzałeś na niego z lekką naganą w oczach i przecząc samemu sobie delikatnie pogłaskałeś po głowie.
- Nie będę z tobą jadł - szepnął tylko, spuszczając niepewny wzrok. Usłyszawszy to nie mogłeś powstrzymać się przed spięciem mięśni i natychmiastowym przejściem na nieco chłodniejsze postępowanie, gdyż to zupełnie ci się nie podobało. Co on znowu kombinował? Najpierw prosi cię o jeszcze jeden dzień, a potem okazuje się, że wcale nie miał zamiaru spędzić go z tobą - gdzie tu jakakolwiek logika?
- Dlaczego? - surowy, nie znoszący sprzeciwu ton, którego używał twój ojciec, kiedy zrobiłeś coś źle. Bo Sungmin robił źle.
- Mam coś do załatwienia - odpowiedź prawdziwego krętacza. 'Do załatwienia', też mi coś. Prychnąłeś cicho, odwracając głowę w drugą stronę. On jednak nie dawał jeszcze za wygraną; skoro zaczął mówić, to nie chciał jeszcze kończyć. Podparł się na łokciach, pochylając nad tobą tak, byś na pewno był w stanie zobaczyć choć kawałek jego twarzy. - Naprawdę. To bardzo ważne i chcę to zrobić jak najszybciej. Nie wiem, ile mam jeszcze czasu, a...
Zamilkł, w końcu rozumiejąc, że wcale nie obchodzą cię te głupie wyjaśnienia. Ty wiedziałeś swoje, on swoje i niech tak pozostanie. Najwyżej zostaniesz miło zaskoczony - ale to było bardzo, bardzo mało prawdopodobne. Chłopak westchnął z rezygnacją, po czym cicho opuścił wasze wspólne łóżko - twoje łóżko - udając się do łazienki. Przetarłeś dłońmi zmęczoną twarz, w duchu żałując, że się na to zgodziłeś.
***
Wyszedł dwadzieścia minut temu.
Stałeś przed ogromnym lustrem, które od kilku miesięcy znajdowało się w sypialni, uważnie obserwując swoje ciało. Byłeś świadom tego, że ostatnio nie wyglądasz najlepiej - schudłeś, pojawiły ci się worki pod oczami, a cała sylwetka jakby się skurczyła - jednak i tak co dzień utwierdzałeś się w tym na nowo. Nie raz chciałeś się zebrać do kupy i zacząć porządnie jeść, biegać, raz na jakiś czas odwiedzić siłownię, ale zawsze coś ci przeszkadzało. To problemy z zespołem, z wytwórnią, z koncertem, z nową płytą... albo z życiem osobistym. Nim zdążyłeś się uporać z jednym, pojawiały się kolejne, potem następne - i tak w kółko, do usranej śmierci. Nie miałeś czasu na nic, co przyniosłoby ci wytchnienie.
Nawet nie zauważyłeś, kiedy gruby kot wtoczył się do pokoju przez uchylone drzwi. Dopiero, kiedy otarł się o ciebie i miauknął jękliwie (co było bardzo irytujące), zwróciłeś na niego swój łaskawy wzrok i zmarszczyłeś brwi. Czego on niby od ciebie chciał? Prawie nigdy nie wchodził ci w drogę, wiedząc, że za nim nie przepadasz - prawie tak samo mocno, jak on za tobą - a teraz łasi się, jakby był twoim przyjacielem od dawna. Nieco tym zdezorientowany przeszedłeś do kuchni, sprawdzając jego miseczkę. Pusta. Sungmin go nie nakarmił... to uderzyło cię bardziej, niż jakiekolwiek inne wydarzenie w ciągu ostatnich godzin. Sungmin nie nakarmił swojego kota. On przecież nigdy nie zapominał, dbał o... o tego zwierzaka (nigdy nie chciało ci się zapamiętać, jak ma na imię), a teraz nawet nie dał mu jeść? Machinalnie sięgnąłeś po puszkę z najdroższą karmą, jaką tylko idzie znaleźć w sklepach, otwierając ją i przesypując do naczynka. To nie było normalne.
***
Minęło kilka godzin. Rozmawiałeś przez telefon z Kanginem, pochłoniętym właśnie relacją na temat tego, jak po raz kolejny udało mu się zrobić dowcip Siwonowi, i nawet nie zauważyłeś, kiedy wrócił. Dopiero, kiedy stanął w drzwiach do salonu, wymizerniały, przemoczony (nawet nie zauważyłeś, że pada...) i zalany łzami, zwróciłeś na niego uwagę. Rozłączyłeś się bez słowa.
- Sungmin? Co się stało? - podniosłeś się z kanapy i podszedłeś do niego, zmartwiony tym widokiem. Nie lubiłeś, kiedy był w takim stanie. To nie było normalne, nie pasowało do niego, a czasem potrafiło być niemiłosiernie irytujące. Chciałeś go do siebie przygarnąć i przytulić, ale odsunął się, nim zdążyłeś go chociażby dotknąć. - Sungmin?
Zacisnął lekko szczęki, wbijając wzrok w podłogę. Nie powiedział nic, tylko wyciągnął w twoją stronę otwartą dłoń. Przez chwilę nie potrafiłeś zidentyfikować małego przedmiotu, który na niej leżał, ale w końcu zaskoczyłeś, marszcząc brwi.
To była mała, kocia obróżka.
- To... bylem u... - zaczął cicho, ale to, co miał zamiar powiedzieć, nie potrafiło przejść mu przez gardło. Czekałeś cierpliwie, nie ukazując rosnącego zdezorientowania i zdenerwowania. - Sen... zde... odszedł. Jak tam dotarłem, było już za późno.
Twoje brwi samoistnie się uniosły, kiedy skończył mówić, a ty do końca pojąłeś sens tych słów. Nie dał ci jednak w żaden sposób odpowiedzieć, czy to werbalnie czy nie, bo po chwili złapał cię za nadgarstki, a nim zdążyłeś uchylić usta, już kontynuował.
- To właśnie dlatego cały czas znikałem. Zadzwonili do mnie, że jest chory i może za niedługo... już go nie być. Wiesz, jak go kocham, prawda? Korzystałem z każdej wolnej chwili, żeby tam pojechać. A Kyuhyun jeździł ze mną. Był jedyną osobą, której mogłem o tym powiedzieć i która by mnie nie wyśmiała - jego głos drżał, jakby miał zaraz znów zacząć płakać, ale w tobie wzbierało odmienne uczucie. Chciałeś zaśmiać mu się w twarz, parsknąć, cokolwiek. To wszystko było tak głupie i irracjonalne, że aż nie mogłeś uwierzyć. To WSZYSTKO, WSZYSTKO przez jakiegoś durnego kota? Powoli zaczęła wzbierać w tobie wściekłość, ale nie zwracał na to uwagi. Mówił dalej. - Właśnie dlatego też pytałem, co być zrobił, gdybym... umarł. Nie wiedziałem, jak sobie z tym poradzę i chciałem sprawdzić, czy dasz mi jakiś pomysł. I prosiłem o ten dzień po to, by móc ci to wszystko wyjaśnić...
Byłeś świadom tego, że drżysz. Z hamowanej złości, rozbawienia, irytacji, ze wszystkiego. Nie wiedziałeś jeszcze, jak masz zareagować, ale wiedziałeś, że lepiej będzie, jeśli Sungmin cię puści. Bez ostrzeżenia wyrwałeś ręce z jego uścisku i odszedłeś kilka kroków, oddychając niespokojnie. Stanąłeś do niego tyłem, zakładając ręce za głowę, nie chcąc nawet na niego patrzeć.
- Błagam, zrozum. Wiesz, jaki był dla mnie ważny, chciałem się z nim poże...
- Czy on był ważniejszy ode mnie? - wypaliłeś, przerywając mu w połowie zdania. Zaciskałeś mocno szczęki, sycząc zimnym, kipiącym złością głosem. - Czy ten kot był ważniejszy ode mnie? Ryzykowałeś nasz związek, wszystko, co mamy dla jakiegoś durnego futrzaka?!
Ostatnie zdanie wykrzyczałeś mu prosto w twarz. Już się nie hamowałeś, nie było po co. Blondyn wyglądał na zszokowanego twoim zachowaniem, bo naprawdę rzadko kiedy okazywałeś swoje emocje i myśli w tak dosadny sposób, i nawet nie zareagował, kiedy oskarżycielsko pchnąłeś go w pierś. Uderzył głucho plecami w ścianę, a ty znów odszedłeś, podchodząc od okna i otwierając je na całą szerokość.
- To wszystko przez pierdolonego kota. Tyle czasu siedziałem, myślałem, dlaczego mi to robisz, podejrzewałem, że mnie zdradzasz, a ty po prostu... byłem tym mniej ważnym. Nikt mnie nie uprzedził, że mój chłopak bardziej kocha swojego zwierzaczka ode mnie. - powoli przełknąłeś gulę, która po raz wtóry w ciągu tych dni urosła ci w gardle. Zacisnąłeś ręce na parapecie, nie przerywając monologu. - A do tego wolał to powiedzieć komuś innemu, niż mnie! Bał się, że go wyśmieję! Nie ufał mi!
Cisza, która zapanowała po tych słowach nie była zwiastunem niczego dobrego. Powoli odwróciłeś się w jego stronę, wbijając oskarżające spojrzenie w sylwetkę, siedzącą pod ścianą. Najwyraźniej osunął się, kiedy ty nie byłeś w stanie tego zauważyć. Ale to nie był przecież żaden problem.
- Myślisz, że w takiej sytuacji ten dzień jakkolwiek nas uratował?
GG podam później bo komentuje z telefonu. Hura ja i moja bezsenność :-P Serio lepiej nie patrz na godzinę XD Jestem głupia i nawet w angstach liczę na happy end :-\ Naprawdę myślałam przez chwilę że to Minni mi umiera a to chodziło o kota o_O Serio biedny ten chłopak, gdybym była na jego miejscu pewnie wściekła bym się tak samo o ile nie bardziej :-P Choć z drugiej strony sama mam psa, i jestem jedną z tych osób które traktują zwierzę lepiej niż niektórych ludzi XD Jestem rozdarta i mam przez ciebie dylematy moralne ;-) Ok zaczynam gadać głupoty, do następnego bo w końcu napiszę coś czego będę żałować XD
OdpowiedzUsuńVisamin <3
Okay, będę czekać~. A do bezsenności się przyzwyczaiłam, jakoś dużo moich znajomych ją ma, meh. Godzina więc mnie nie dziwi. ^^
UsuńOmo, tak bardzo nie mogę nic powiedzieć, żeby nie zepsuć końca. <3